piątek, 16 października 2015

Znajomości przez internet

Hey

Na dzisiaj przygotowałam dla was post, dość tematyczny bo będzie to post o znajomościach przez internet. Nie wszyscy wierzą w to, że taką formą komunikacji jaką jest internet można zawrzeć znajomości. Przyznam, że ja sama w to nie wierzyłam aż do czasu, kiedy nie poznałam Oliwii. Przeglądając jej bloga, postanowiłam napisać do niej na maila i po prostu zapytać o nr.gg i takie tam. Oliwia odpisała i tak zaczęła się nasza znajomość. Piszemy ze sobą jeśli sie nie mylę od jakiś 5 dni lub nawet 7. Z nikim innym nie miałam tyle wspólnego co z nią !. Na prawdę, Oliwia jest wspaniała zawsze się wspieramy gdy coś się wydarzy, planujemy się spotkać ale to za rok, ponieważ teraz jeszcze za krótko się znamy, a spotkanie musi byc dobrze zaplanowane bo Oliwia mieszka w Poznaniu i pociągiem ma do mnie 6godzin trasy. haha już wszystko sprawdzone.;) . Nigdy bym nie pomyślała, że sama znajdę się w takiej sytuacji, kiedy będę za kimś tęsknić, wiedząc że i tak go nie spotkam. Bo zazwyczaj tęsknię za przyjaciółkami za rodziną ale wiem, że za jakiś czas i tak się zobaczymy. A z Oliwią jest inaczej, ciągle piszemy, że chcemy do siebie, że chcemy być razem itd. ! Wymieniłyśmy się numerami telefonów, utrzymujemy kontakt także telefoniczny. W poniedziałek wyjeżdża Oliwia a ja w piątek, więc będziemy do siebie dzwoniły, pisały sms-y wszystko, żeby utrzymywać stały kontakt. Za rok na wakacje zaplanowałyśmy sobie, że razem wyjedziemy na obóz młodzieżowy do Bułgarii, już wczoraj szukałyśmy ofert w internecie i teraz tylko musimy namawiać rodziców, ale spokojnie mamy rok ! hehe.

Znajomości przez internet, można stwierdzić że czasami też są niebezpieczne ale to tylko w przypadkach kiedy piszemy z kimś na różnych czatach lub gdzieś, wtedy możemy spotkać jakąś osobę, która nie koniecznie jest kimś za kogo się podaję , ale o tym doskonale wszyscy wiedzą. Z moją znajomością jest inaczej, ponieważ ja widzę Oliwii zdjęcia na jej blogu a ona widzi moje. Na dzisiaj lub jutro planujemy rozmowę na skype, musimy to zrobić jeszcze przed wyjazdem !:-) Powiem wam, że znajomość moja i Oliwii, dużymi krokami zmierza w stronę przyjaźni !. Wczoraj nawet o tym bardzo dużo rozmawiałyśmy.

Oczywiste jest to, że przyjaźniąc się z Oliwią zawsze pamiętam i znajdę czas dla moich przyjaciół tych, których mam tutaj przy sobie. ! <3

A wy co sądzicie o znajomościach przez internet ? Macie taką internetową przyjaciółkę/przyjaciela ?

Marzy mi się mega wielki spam na asku !:) zapraszam KLIK

Zalotnice i wiedźmy - Joanna Miszczuk

Zanim przystąpiłam

do napisania wypowiedzi o nowej książce Joanny Miszczuk, „Zalotnice

i wiedźmy, przeczytałam moją nad wyraz pozytywną recenzję na

temat jej literackiego debiutu „Matki, żony, czarownice" i

wprost nie mogę uwierzyć, że przez rok tyle mogło ulec zmianie.

Pytanie tylko, czy aż w tak diametralny sposób zmienił się mój

czytelniczy gust, czy może autor może spaść tak nisko w

notowaniach i pogorszyć swój warsztat pisarski?

Joanna Miszczuk to

sympatycznie wyglądająca, ruda kobietka po czterdziestce, pochodzi

z Wrocławia, choć większość swojego życia spędza w innych

przepięknych miastach Europejskich, takich jak Paryż czy Berlin.

Jej debiutem była lektura „Matki, żony, czarownice" w której

nie szczędziła informacji o sobie lub o swoich alter ego. Nie było

to jednak książka autobiograficzna, ale także ogromna saga

rodzinna, która obejmowała prawie każdą epokę, poczynając od

średniowiecza, a kończąc na PRL-u. Dla mnie była to swoista

podróż w zamierzchłe dzieje, które są niezwykle ciekawe i

fascynujące. Niestety, kontynuacja tej przyjemnej lektury ogromnie

mnie rozczarowała, niby styl ten sam, okładka przecudna, jednak

jest coś co bardzo negatywnie wpłynęło na „Zalotnice i

wiedźmy".

Główna

bohaterka, Asia to kobieta z dzieckiem i mężem pracująca w

świetnej firmie w Berlinie. Nic nie jest jednak takie jakie być

powinno. Mąż ją zdradza i żąda rozwodu, do tego w pracy

pojawiają się ogromne problemy, których jedna kobieta może nie

udźwignąć. W trudnych dla siebie momentach Asia czyta o swoich

odważnych, mądrych i przebiegłych prapra...babciach.

Wynudziłam się

niezmiernie mimo tego całego przyjemnego stylu pisania autorki,

które zmieniło się na bardzo infantylne oraz mało kreatywne,

aczkolwiek nie jest to najgorszym aspektem całej opowieści. Co mnie

tak zbulwersowało, aby zmienić dobre zdanie o autorce? Dla mnie

jest niedopuszczalne aby pisać książkę bez właściwie pomysłu,

przynajmniej w moich odczuciach autorka nie miała zupełnie pojęcia

o czym tu pisać, dlatego zaserwowała nam kawałki ze swojego życia,

o swojej pracy, swoim rozwodzie, swoich przyjaciołach i swoim

kochanku. Ile można?! A gdzie te ulubione wstawki z historii? Są,

są, jednak w jakich skromnych ilościach, parę rozdziałów.

Niewiele w porównaniu do ostatniego tomu, czyżby autorka

oszczędzała materiał na kolejną część? Może jednak lepiej

było pozostać przy jednej, bardzo dobrze napisanej lekturze, niż

rozwlekać się na miliony mało poczytnych tomów?

Bohaterowie

całkiem dobrze wykreowani, jednakże jest o nich tak mało, iż

zupełnie nie miałam głowy, aby się z nimi utożsamiać. Właściwie

prawie wszystko działo się tak samo, zachodziła w ciążę i

podczas porodu umierała. Klątwa, omen, czy może mała kreatywność

autorki? Do tego wybrane bardzo ciekawe czasy, koniec średniowiecza,

początek nowożytności. Trudno jednak przyznać, że koloryt epoki

jest dobrze oddany, za mało opisów, za mało skupienia się pisarki

na wątkach historycznych, najwięcej możemy przeczytać o jej

cudownym zakochaniu oraz przesłodzonych opisów wspólnego życia

pod każdym aspektem, takich opisów nie da się czytać.

„Zalotnice i

wiedźmy" w moich oczach skreśliły autorkę, którą uważałam

za bardzo zdolną, polską pisarkę na której trzeba skupić choć

odrobinę uwagi, bo z tej mąki będzie chleb. Niestety pomyliłam

się, zupełny brak pomysłu na powieści, pisana na jedno kopyto,

byleby się sprzedała. Dla mnie zupełna pomyłka. 

Za książkę dziękuję wydaniwctu Prószyński i S-ka.

Książkę można znaleźć tutaj.

Zaskoczenia i rozczarowania- przegląd ostatnio oglądanych filmów

Witajcie,

jak wam mijają pierwsze dni wakacji? Urlop pewnie zaplanowany, wyjazd przygotowany albo już teraz obijacie się gdzieś na Karaibach z Kapitanem Sparrowem :)

Ja zaś, korzystając z wolnego czasu, poświęciłam się mojej filmowej obsesji.

Niektóre z filmów, które wam dziś pokażę, chciałam obejrzeć od dłuższego czasu. Moje przekonanie o ich dobrej fabule i obsadzie sprawiły, że oczekiwania urosły do ogromnych rozmiarów. I skończyło się to równie wielkim rozczarowaniem.

Oto krótki przegląd obejrzanych filmów.

Które z nich warto obejrzeć, a które nie zasługują na wasz cenny czas?

Przygotujcie się na miks gatunkowy.

1. "Królewna Śnieżka i Łowca"(2012)

[Fantasy, Przygodowy]

Reinterpretacja znanej baśni o Królewnie Śnieżce. 

Ojciec głównej bohaterki żeni się z bardzo piękną i równie niegodziwą Ravenną, która za wszelką cenę pragnie pozbyć się jego córki. Czyste serce Śnieżki może dać złej królowej wieczną młodość, której tak bardzo pragnie. Nie cofnie się więc ona przed niczym, by dorwać dziewczynę. W tym celu angażuje w jej poszukiwania Łowcę- człowieka, który świetnie zna tereny wokół zamku i potrafi poradzić sobie z czyhającymi w mrocznym lesie niebezpieczeństwami. Ma sprowadzić królewnę, a w zamian Ravenna, za pomocą magii przywróci życie jego zmarłej żonie. 

Film to prawdziwa gratka dla fanów fantasy, baśni i... złej gry aktorskiej? 

Zdecydowanie. 

Dlatego, jeżeli lubisz oglądać na ekranie, wypraną z wszelkich emocji twarz Kristen Stewart, to zachęcam cię do obejrzenia tego filmu. 

I niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego Chris Hemsworth zawsze gra jakichś napakowanych tępaków, znających się jedynie na mordobiciu? 

Lubię "przygodówki" tego typu, ale tym razem mocno się zawiodłam.

Nie polecam. 

2. "Udręczeni"(2009)

[Horror]

O tyle straszny. że oparty na faktach. Takie lubię najbardziej. 

Rodzina Campbell wprowadza się do nowego domu. Typowe. Żeby było zabawniej, budynek był kiedyś domem pogrzebowym, w którym często odbywały się seanse spirytystyczne. Czające się tam zło obiera sobie za cel młodego Matta. Chłopak jest chory na raka i balansuje na granicy życia i śmierci. Miewa wizje, z których dowiaduje się stopniowo, jakie straszne wydarzenia miały miejsce w tym domu, na długo przed ich przeprowadzką. 

Zarys fabuły wydaje się tandetny. W filmie pojawiają się wszystkie motywy charakterystyczne dla horroru: nowy dom (koniecznie nawiedzony), czające się w nim złe moce, które powoli doprowadzają mieszkańców do obłędu, tajemnica z przeszłości etc.

A jednak... 

To jeden z lepszych, ostatnio obejrzanych przeze mnie filmów. 

Matt Campbell- młody, a i tak styrany życiem chłopak, zabijany od wewnątrz przez swój własny, zbuntowany organizm, dodatkowo nękany przez duchy, wzbudza w widzu bezwarunkowe współczucie. Mimo tragicznego położenia, wydaje się być jednak bardzo silnym człowiekiem. 

Film bazuje na mrocznej, tajemniczej historii domu, a nie na tandetnych screamerach.

Polecam. 

3. "Pokuta"(2007)

[Melodramat]

Briony Tallis to utalentowana dziewczynka o bujnej wyobraźni, która pragnie w przyszłości zostać znaną i szanowaną pisarką. Mieszka w ogromnej rezydencji w Anglii wraz ze swoją rodziną. Dużo czasu spędza ze starszą siostrą Cecilią i Robbie'm Turnerem- synem jednej ze służących. Gdy dostrzega, że między Cecilią, a młodym Turnerem zaczyna rodzić się uczucie, pozwala ponieść się własnej fantazji. 

Gdy pewnej nocy zostaje zgwałcona kuzynka Briony, dziewczyna oznajmia wszystkim, że sprawcą był Robbie, którego przyłapała na gorącym uczynku. Chłopak trafia do więzienia, a kiedy wybucha II wojna światowa, wstępuje do wojska, by uniknąć dalszej odsiadki. 

18-letnia Briony, znienawidzona przez siostrę, uświadamia sobie, że zniszczyła życie dwóm osobom, na którym jej zależało i pragnie odpokutować swoją winę. 

Film może momentami zalatywać nudą, ale to naprawdę świetny dramat. Pokazuje losy dwojga, młodych, kochających się ludzi, których rozdzielił los (i nierozgarnięta trzynastolatka). 

Obsada również jest bardzo zachęcająca- w głównych rolach Keira Knightley (której dalej przyjdzie grać kochankę mężczyzny o nazwisku Turner, jak w "Piratach z Karaibów") oraz James McAvoy.

Polecam.

4. "Pamięć Absolutna"(2012)

[Akcja, Thriller]

Czyli megagniot z Colinem Farrellem w roli głównej, wobec którego miałam ogromne oczekiwania. 

Farrell wciela się w rolę przeciętniaka, który dowiaduje się, że tak naprawdę jest tajnym agentem. Stanowiący zagrożenie dla pewnych jednostek dążących do dominacji nad światem, został wyprany ze wspomnień o swoim wcześniejszym życiu. Bohater nie ma pojęcia po czyjej stronie powinien stanąć, kim tak naprawdę był, zanim wykasowano mu pamięć i co w ogóle jest prawdą w świecie, który nagle stał się dla niego obcy.

Przez większą część filmu ucieka przed ludźmi, którzy chcą się go pozbyć, a w wolnym czasie próbuje ogarnąć o co w tym wszystkim chodzi. W tym akurat, widz może się z nim utożsamiać. 

Kiedy pierwszy raz natknęłam się na ten film, podobało mi się w nim wszystko- zarys fabuły, obsada, nawet plakat promujący. 

Okropnie się wynudziłam oglądając zmagania głównego bohatera. Lubię kino akcji, dlatego dodatkowo boli mnie porażka, jaką poniósł ten film.

Podobno starsza wersja z Arnoldem Schwarzeneggerem jest lepsza, ale tę informację musiałabym dopiero zweryfikować.

Nie polecam. 

To jedynie kilka wybranych filmów. O reszcie nie będę pisać, bo mam wobec nich mieszane uczucia albo są tak okropne, że samo wspomnienie o nich mnie boli. 

Oglądaliście któryś w wymienionych? Chciałabym poznać wasze opinie :)

Wróciłam. ;)

Znowu was muszę przeprosić za te nieobecności, ale jak mówiłam w poprzednim poście - jestem strasznie zakręcona ostatnio i mam trochę zaległości (zmieniłam szkołę - w końcu! :) ). Mam teraz ferie więc też trochę czasu na sport i zajęcie się włosami. Właśnie, włosy. Jesteście ciekawe jak wyglądają ostatnio? Muszę przyznać, że słowacka, miękka woda bardzo im służy. Podczas wyjazdu nie robiłam z nimi nic. Po prostu mycie nowym szamponem (niebawem o nim napiszę coś więcej) i na kilka minut garnier z olejkiem z awokado i masłem karite. Dość gadania, czas na konkrety. To był akurat good hair day patrząc na kondycję, kształt niestety nie za fajny. Rozkręcają się strasznie ostatnio dlatego muszę podciąć.Oczywiście będąc na Słowacji i mając dostęp do super drogerii DM musiałam skorzystać z okazji i nakupić trochę fajnych, lekkich odżywek.

Oto, co dorwałam :

-Olejek Alverde z paczulą,

-Odżywka Alverde z awokado,

-Maska Alverde z awokado,

-Odżywka Balea z figą i perłami,

-Odżywka Balea z kokosem i kwiatem tiary.

-Odżywka Balea z mango i aloesem.Myślałam, że lista będzie znacznie dłuższa ale i tak jestem bardzo zadowolona.

Czas na testy. Już się nie mogę doczekać.:)

To dziwne, ale to całe dbanie o kłaki strasznie mi pomaga się ogarnąć i odstresować. Komplementy na ich temat też pomagają, zwiększając moją ultraniską samoocenę. 

Postaram się na bieżąco publikować nowe posty. Mam tyle pomysłów i kosmetyków do recenzowania! Póki mam ferie będę coś kminić i więcej pisać. :)

Wycieczki drogeryjno-pocztowe czyli zbiorczy haul

Jestem zwolenniczką zakupów w stylu 'raz, a dobrze!' z dwóch powodów: po pierwsze odchodzę od kasy z większą satysfakcją i zadowoleniem z łupów, a po drugie mobilizuje to do oszczędności. O wiele łatwiej jest stracić pieniądze robiąc zakupy kilka razy w tygodniu po 20-30zł niż robiąc raz na jakiś czas zakupy za 80 - 100zł. 

Pielęgnacja

1. Lirene, balsam intensywnie ujędrniający maXSlim - brakowała mi ujędrniacza, który byłby uzupełnieniem ćwiczeń i diety. Wybrałam Lirene bo lubię tę markę a poza tym był w promocji.

2. Alterra, krem do skóry bardzo wrażliwej  - mam nadzieję, że nieszkodliwy krem do twarzy. Skład ma krótki i fajny, więc kupiłam :) 

3. Eveline, odżywka do paznokci 8w1 - pomimo ostatniej 'nagonki' na nią postanowiłam dać jej szansę. Mam problem z łamliwymi i rozdwajającymi się paznokciami i liczę, że mi pomoże - ale na pewno będę uważać i obserwować pazury. 

4. Joanna, balsam do włosów - odżywka bez spłukiwania, ma nieziemski zapach i jest zgodna z zasadami pielęgnacji metodą Curly Girl, a że swojej faworytki nie mam w tej kategorii... ;)

5. Artiste, żel do włosów - także ma skład nieszkodzący kręconowłosym. Mam nadzieję, że fajnie podkreśli skręt.

6. Babydream, szampon dla dzieci - znany chyba wszystkim :) kupiony raczej do zmywania olei i masek niż do regularnego stosowania.

Kolorówka

7. Catrice, eyeliner w żelu - ciemnogranatowy liner pochodzący z wyprzedaży limitki Cruise Couture. Kotwice na wieczku są świetne ;)

8. Sensique, puder rozświetlający z perełkach (nr 102) - moje oczekiwanie wobec niego to nadanie życia mojej trupiej cerze. Wierzę, że się sprawdzi bona pierwszy rzut oka zapowiada się super.

Pędzli nigdy za dużo :)

9. Essence, pędzel do pudru

10. Essence, pędzel do eyelinera

Nagroda

11. Vet, wosk w żelu - udało mi się je wygrać na stronie polskieblogikosmetyczne.pl.Cieszę się bo z maszynką nie chce mi się męczyć, depilatory są nie dla mnie, a plastry z woskiem nie sprawdzają się. Dodatkowo producent obiecuje 28 dni bez depilacji - szczerze, wystarczyłoby 10 :)

Miałyście któryś z powyższych produktów? Może macie ich recenzje na blogu? Jeśli tak to podlinkujcie, chętnie zajrzę :)

za górami za lasami biegła Moni z maratończykami

Jeśli czytasz ten wpis to znak, że twoja dusza sportowca chce stanąć na starcie i przeżyć wszystko, co ja. Wkraczasz do świata, gdzie cierpienie miesza się z radością, a chwile bólu przeplatane są ze szczęściem. Zapraszam cię na mój pierwszy maraton, puść wodze fantazji. Unieś się, odpłyń na chwilę, poczuj to i zostań ze mną. Pora uwierzyć, że marzenia stają się rzeczywistością.

6.00 bluzka nie układa się tak jak chciałam, numer się odpina, śniadanie nie smakuje, brak czasu na wszystko, rano przed startem wszystko idzie pod górę.

                                                     Rozgrzewka:)

Baloniki pacemakerów, z czasem

9.00 ustawiam się na linii startu, słońce praży niemiłosiernie, znalazłam mojego pacemakera, wszędzie wrzawa, ludzie kibicują, krzyczą, emocje są ogromne, wiem że przebiegnę, czuje ogromną siłę, 3,2,1, start5 km biegnę jak na skrzydłach, czuję się fantastycznie, rozmawiam śmieję się, doping jest wielki, dobiegamy do punktu orzeźwienia- gdzie nie ma dla nas wody, co???10 km nadal idealnie, podbieg na którym czeka na mnie welocyped, słyszę swoje imię, znajome hasła, uśmiechnięta przyśpieszam. Punkt odżywczy- nie do wiary nie ma dla nas cukru , zostały tylko resztki bananów, co to ma być? zjadam żela15 km jest bardzo duszno, paruje asfalt, wdycham spaliny od których dostaje mdłości, od autobusów, które przejeżdżają na sąsiednim pasie bucha żar, biegnę z zajączkiem, a raczej unoszę się.

                                                                 W tłumie

20 km klapa organizacyjna, gdzie ten cukier? błagam o kostkę, dostaje tylko izo.  Jest tak gorąco, boże jaki jest skwar, popijam wodę z bidonów, z tłumu słyszę swoje imię, uśmiech nadal szeroki.25 km w kilka sekund wszystko się zmiana, jestem cała rozgrzana, moje ciało paruje, przed oczami rozmywają się twarze biegaczy, od środka bucham żarem, motywacja spada do zera. Dziewczyna, która biegła w mojej grupie zmierza w stronę karetek. Pije małymi łykami, kręci mi się w głowie, dotykam czoła, parzy, na skórze pojawiają się dreszcze, wyciągam mp3, nie zmieniam tempa. Przed oczami mam ciemne plamy, za chwilę zemdleję, muszę zrezygnować, karetki kuszą, zaraz tam pójdę, nie ma sensu, nie dobiegnę. Dobiegam do punktu, gdzie sięgam po kostkę cukru, za późno, to juz jest za późno. Biorę wodę, wylewam ja na głowę, polewam swoje ciało, zaczyna mi wracać świadomość. Te minuty decydują o moim dalszym biegu.30 km ściana minęła, walka która toczyła się w mojej głowie jest nie do opisania. Kosztowała mnie zbyt wiele energii, zgubiłam pacemarkera, woła mnie z daleka, mojej grupy już nie ma, sporo osób zrezygnowało, inni już od dawna idą, zostałam sama w oddali jeszcze dostrzegam truchtających. Widzę klubowiczów, zerkam w ich stronę, jednak ich ,, nie zauważam"(jadą na metę, gdzie jest już moja siostra, ktoś jej mówi ,,z Moniką, jest nie najlepiej"). Pojawia się mój chłopak na rowerze, proszę go aby polewał mnie wodą. Na punkcie pochłaniam swojego żela, zjadam cukier i polewam się spora ilością wody, która wylewa mi się nawet z butów. Mijam ludzi, oni idą ja mam w sobie siłę , biegnę, czuje ból, koszulka schnie momentalnie, czy jestem aż tak rozgrzana, czy jest aż tak gorąco?

                                          Taśmy, które ratowały, moje kolana

35 km polewam się wodą, spływa mi do oczu, ciało błaga- przestań biec, biegnie już tylko mój umysł. Dlaczego jest tak gorąco? niech spadnie deszcz, błagam o ulewę. Podbiegi, są nie wiarygodnie trudne. Sunę nogami, kolana ,,parzą" z bólu, pot spływa do oczu. Patrz ile za tobą, patrz ile za tobą, patrz ile za tobą...36 km myślę o swoim biegu, wszystko było idealnie, poziom cukru, który spadł mi momentalnie i jego brak na punktach, zmienił mój bieg w walkę. Czy tak musiało być? Biegłam krok w krok z zającem, nawet miałam w planach sprint do mety. Czy tego nie dało się uniknąć?38 km widzę ludzi siedzą na krawężnikach, leżą na trawie, idą, karetki jeżdżą jak oszalałe. Widzę medyków opatrują, cucą, ściągają z trasy. Wody, chcę ją pić litrami. Przebiegam przez moje osiedle, widok mojego domu i myśl, że mogłabym już odpocząć ,,boli". Z daleka dostrzegam znajomego biegacza- idzie. Pękam, podbiegam, zatrzymuje się, podbiegam, idę. Maszeruję, dziwne myśli, nie zdążę, skończy mi się czas, nie dam rady.

                                                           Trasa biegu   

39 km polewam się wodą, pora się ocknąć, wylewam na siebie wszystko co dostaję nawet izotonik i z ogromnej butli robię sobie prysznic, jestem cała mokra. Ta chwila jest przyjemnością, spotykam znajomych. Pozytywne myśli unoszą się na ziemią. Dotoczę się choćby na czworaka, to mój maraton. 41km zaczynam biec42,195 km dobiegam do mety, rzucają się na mnie, gratulują. Ktoś na szyję wkłada mi medal, dotrwałam do końca, wygrałam tą walkę. Szczęśliwa, obolała, było cudownie :)

                                                                Trasa biegu

                                                  To zdecydowanie o mnie :)

Wpis gościnny by Daga

Hei!

Piszę dla Was jako Daga z bloga dagi-dasia.blogspot.com. Jest to nowość, a wynika ona z współpracy, którą niedawno nawiązałyśmy. Ja piszę notkę o sobie na blogu Mons-monss, a ona piszę o sobie na moim blogu. Myślę, że to świetny pomysł, a po cichu liczę na to, że chociaż trochę mnie polubicie :) i nie obrazicie się na mnie, za to że piszę notkę na tym blogu. Mam nadzieję, że Was w niej nie zanudzę!

Na początku wypadałoby się przedstawić. Mam na imię Dagmara, ale wszyscy mówią mi Daga. Jestem siedemnastolatką, która uczęszcza do klasy I LO o profilu geograficzno-językowym. Moją pasją jest fotografowanie i blogowanie - to jest coś co kocham. Nie lubię podporządkowywać się innym, moje życie to jedna wielka indywidualność. Staram się podążać za marzeniami. Jestem wrażliwa na krzywdę innych, gdy widzę że komuś dzieję się coś złego, to staram się mu pomóc. Kocham zwierzęta najbardziej na świecie. Mam w swoim "domu" wiele zwierząt i każde z nich bardzo kocham.

♫ Jakie są moje zainteresowania?

Blogguję od ponad roku, mój pierwszy blog funkcjonuje do dnia dzisiejszego pod nazwą: Insuperable. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez bloga, bez pisania. To jest coś w czym mogę się spełniać, rozwijać. Blog to świetna instytucja, dzięki niemu mogę poznawać wielu fantastycznych ludzi. Bardzo przyzwyczaiłam się do pisania i nigdy nie sądziłam, że będę bloggować tak długo. Teraz swoimi doświadczeniami w bloggowaniu chcę podzielić się w książce mojego autorstwa.

Fotografią zaraziłam się właśnie poprzez blogowanie. Swojego czasu czytałam wiele blogów o technice fotografowania, ujęciach, czym jest to dla ludzi... Zaraziłam się tą pasją, kupiłam aparat. Nie lustrzankę, bo przeczytałam, że sztuką jest zrobienie ładnego/przeciętnego zdjęcia gorszym sprzętem niż nie wiadomo jak ślicznego zdjecia lustrzanką. Do tej pory korzystam z aparatu i co kilka miesięcy kupuję coraz lepsze, poznaję więcej funkcji, nadal odkrywam sztukę robienia zdjęć.

Piszę od kiedy pamiętam, choć PISANIE to słowo względne. Chodzi mi tu najbardziej o twórcze pisanie. Piszę testy piosenek, książki- choć to za dużo powiedziane, piszę opowiadania, wiersze. Czasami piszę coś bez sensu, ale pisanie pozwala mi się "wyżyć", uwolnić myśli, które głębią się w mojej głowie.

Nie wiem czemu tak wielu ludzi nie czyta książek- nie potępiam tego, ale wiem ile tacy ludzie tracą. Swoją pasją do czytania zaraziłam już wiele osób i każda z nich dziękowała mi, że otworzyłam im oczy. Żałowali, że pokochali czytać tak późno. Czytanie książek to jak drugie życie, możesz wcielić się w dowolną postać, twoja wyobraźnia zaczyna działać, liczy się dla Ciebie tylko książka i losy jej bohaterów. Zapominasz o swoich problemach, nie możesz się oderwać od czytania. To jest uczucie nie do opisania.

Sport pokochałam stosunkowo niedawno. Najbardziej lubię jazdę na rowerze, siatkówkę i tenis. Kocham zarówno oglądać te sporty, jak i je uprawiać. Choć gra w tenisa na razie bardzo kiepsko mi wychodzi to nie poddaję się i próbuję dalej. Na rowerze staram się jeździć codziennie.

♫ Jak zaczęła się moja historia z bloggowaniem? 

Moja bloggowa historia zaczęła się dokładnie 27 marca 2012 roku. Dla jednych jest to niedawno, ale dla mnie to bardzo długo, bo wtedy nie spodziewałam się, że w blogosferze pozostanę do dnia dzisiejszego. W swojej bloggowej "karierze" miałam wiele blogów od pamiętnikowych przez katalogowe/kosmetyczne po poradnikowe. Na dzień dzisiejszy odnalazłam swój styl pisania, tematykę bloggowania, w której czuję się najlepiej. 

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.

Jakie są Wasze zainteresowania?  

Zapraszam Was na mojego bloga: dagi-dasia.blogspot.com