piątek, 16 października 2015

za górami za lasami biegła Moni z maratończykami

Jeśli czytasz ten wpis to znak, że twoja dusza sportowca chce stanąć na starcie i przeżyć wszystko, co ja. Wkraczasz do świata, gdzie cierpienie miesza się z radością, a chwile bólu przeplatane są ze szczęściem. Zapraszam cię na mój pierwszy maraton, puść wodze fantazji. Unieś się, odpłyń na chwilę, poczuj to i zostań ze mną. Pora uwierzyć, że marzenia stają się rzeczywistością.

6.00 bluzka nie układa się tak jak chciałam, numer się odpina, śniadanie nie smakuje, brak czasu na wszystko, rano przed startem wszystko idzie pod górę.

                                                     Rozgrzewka:)

Baloniki pacemakerów, z czasem

9.00 ustawiam się na linii startu, słońce praży niemiłosiernie, znalazłam mojego pacemakera, wszędzie wrzawa, ludzie kibicują, krzyczą, emocje są ogromne, wiem że przebiegnę, czuje ogromną siłę, 3,2,1, start5 km biegnę jak na skrzydłach, czuję się fantastycznie, rozmawiam śmieję się, doping jest wielki, dobiegamy do punktu orzeźwienia- gdzie nie ma dla nas wody, co???10 km nadal idealnie, podbieg na którym czeka na mnie welocyped, słyszę swoje imię, znajome hasła, uśmiechnięta przyśpieszam. Punkt odżywczy- nie do wiary nie ma dla nas cukru , zostały tylko resztki bananów, co to ma być? zjadam żela15 km jest bardzo duszno, paruje asfalt, wdycham spaliny od których dostaje mdłości, od autobusów, które przejeżdżają na sąsiednim pasie bucha żar, biegnę z zajączkiem, a raczej unoszę się.

                                                                 W tłumie

20 km klapa organizacyjna, gdzie ten cukier? błagam o kostkę, dostaje tylko izo.  Jest tak gorąco, boże jaki jest skwar, popijam wodę z bidonów, z tłumu słyszę swoje imię, uśmiech nadal szeroki.25 km w kilka sekund wszystko się zmiana, jestem cała rozgrzana, moje ciało paruje, przed oczami rozmywają się twarze biegaczy, od środka bucham żarem, motywacja spada do zera. Dziewczyna, która biegła w mojej grupie zmierza w stronę karetek. Pije małymi łykami, kręci mi się w głowie, dotykam czoła, parzy, na skórze pojawiają się dreszcze, wyciągam mp3, nie zmieniam tempa. Przed oczami mam ciemne plamy, za chwilę zemdleję, muszę zrezygnować, karetki kuszą, zaraz tam pójdę, nie ma sensu, nie dobiegnę. Dobiegam do punktu, gdzie sięgam po kostkę cukru, za późno, to juz jest za późno. Biorę wodę, wylewam ja na głowę, polewam swoje ciało, zaczyna mi wracać świadomość. Te minuty decydują o moim dalszym biegu.30 km ściana minęła, walka która toczyła się w mojej głowie jest nie do opisania. Kosztowała mnie zbyt wiele energii, zgubiłam pacemarkera, woła mnie z daleka, mojej grupy już nie ma, sporo osób zrezygnowało, inni już od dawna idą, zostałam sama w oddali jeszcze dostrzegam truchtających. Widzę klubowiczów, zerkam w ich stronę, jednak ich ,, nie zauważam"(jadą na metę, gdzie jest już moja siostra, ktoś jej mówi ,,z Moniką, jest nie najlepiej"). Pojawia się mój chłopak na rowerze, proszę go aby polewał mnie wodą. Na punkcie pochłaniam swojego żela, zjadam cukier i polewam się spora ilością wody, która wylewa mi się nawet z butów. Mijam ludzi, oni idą ja mam w sobie siłę , biegnę, czuje ból, koszulka schnie momentalnie, czy jestem aż tak rozgrzana, czy jest aż tak gorąco?

                                          Taśmy, które ratowały, moje kolana

35 km polewam się wodą, spływa mi do oczu, ciało błaga- przestań biec, biegnie już tylko mój umysł. Dlaczego jest tak gorąco? niech spadnie deszcz, błagam o ulewę. Podbiegi, są nie wiarygodnie trudne. Sunę nogami, kolana ,,parzą" z bólu, pot spływa do oczu. Patrz ile za tobą, patrz ile za tobą, patrz ile za tobą...36 km myślę o swoim biegu, wszystko było idealnie, poziom cukru, który spadł mi momentalnie i jego brak na punktach, zmienił mój bieg w walkę. Czy tak musiało być? Biegłam krok w krok z zającem, nawet miałam w planach sprint do mety. Czy tego nie dało się uniknąć?38 km widzę ludzi siedzą na krawężnikach, leżą na trawie, idą, karetki jeżdżą jak oszalałe. Widzę medyków opatrują, cucą, ściągają z trasy. Wody, chcę ją pić litrami. Przebiegam przez moje osiedle, widok mojego domu i myśl, że mogłabym już odpocząć ,,boli". Z daleka dostrzegam znajomego biegacza- idzie. Pękam, podbiegam, zatrzymuje się, podbiegam, idę. Maszeruję, dziwne myśli, nie zdążę, skończy mi się czas, nie dam rady.

                                                           Trasa biegu   

39 km polewam się wodą, pora się ocknąć, wylewam na siebie wszystko co dostaję nawet izotonik i z ogromnej butli robię sobie prysznic, jestem cała mokra. Ta chwila jest przyjemnością, spotykam znajomych. Pozytywne myśli unoszą się na ziemią. Dotoczę się choćby na czworaka, to mój maraton. 41km zaczynam biec42,195 km dobiegam do mety, rzucają się na mnie, gratulują. Ktoś na szyję wkłada mi medal, dotrwałam do końca, wygrałam tą walkę. Szczęśliwa, obolała, było cudownie :)

                                                                Trasa biegu

                                                  To zdecydowanie o mnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz